... no może nie do końca parę, bo termin mam na koniec marca, ale zdecydowanie już niedługo :) absolutnie nie czuję się gotowa na drugie dziecko - Zośka ma teraz tyle energii, że za nią nie nadążam, a jak pomyślę że do tego wszystkiego będę miała jeszcze drugą córcię, czyli takiego małego naleśnika, który będzie płakał, kolkował i budził się co chwila w nocy na karmienie, to się zastanawiam jak my to ogarniemy ;)
konie nasze żyją, chociaż wstyd przyznać - ostatnio trochę zaniedbaliśmy je przez fakt pisania pracy inżynierskiej. na szczęście udało się - zarówno napisać pracę jak i obronić się! w końcu oboje z M. oboje mamy tytuł inżyniera :P po ponad 4 latach od ukończenia studiów... lepiej późno niż wcale, prawda? :) teraz się zajęliśmy magisterką, zobaczymy jak to wyjdzie. dobrze, że kopytne opiekę w stajni mają dobrą, nie strach je na dłużej zostawić.
z innych wieści to siwy w międzyczasie zdążył się naprawić z poprzedniej kontuzji, a następnie nabawić się nowej. co było do przewidzenia... areszt boksowy spowodował niestety spadek mięśni wyrobionych podczas biegania po górkach. z jakim skutkiem? ano nawrotem starej kontuzji. najpierw nie było wiadomo co się dzieje, ale udało mi się przy okazji wyciągnąć bestfriend żeby obmacała siwego i zawyrokowała czy to to co podejrzewaliśmy. no i potwierdziło się - siwy znowu sobie tyłek przestawił. eh eh. koń skarbonka :) na szczęście o wiele mniej niż poprzednim razem, ale jednak. na razie bestfriend zdecydowała, że nie nastawiamy, bo musimy mieć dużo czasu na intensywną pracę po nastawieniu, a my teraz po prostu nie damy rady. no i siwy ma spore szanse, że sam się nastawi z powrotem. zresztą nie wiem czy to się już nie dokonało, bo podczas dzisiejszej wizyty w stajni żadnej kulawizny nie uświadczyliśmy.
a Bilu? jak to Bilu, znudzony brakiem roboty, grzeczny i obecnie mega liniejący. dzisiaj znowu woził na grzbiecie Zosię. nie narzekał.
a Zosia? Zosia mało jeszcze mówi, ale za to nadgania ogarnięciem fizycznym :) i wygląda teraz tak: