niedziela, 21 października 2012

chyba rośnie nam nowy jeździec...

rekonwalescencja siwego jak na razie przebiega pomyślnie, już tylko tydzień aresztu mu został. obecnie w ramach rozruchu wychodzi już na mini padoczek przy stajni, nie kuleje, jest dobrze. (odpukać!)

z innych wieści to po zdjęciach poniżej i tak będzie widać, więc mogę już napisać - zgodnie z planami znowu pauzuję jeździecko bo czekamy na braciszka lub siostrzyczkę Zosi, termin rozpakowania mam na koniec marca :) brzuch mi rośnie jak szalony, o wiele szybciej niż w poprzedniej ciąży. czuje się na razie dobrze, lepiej niż last time, ale to dobrze, bo z Zośką (czyli z małym-adhd-nieustannie-biegającym-po-domu) nie wyobrażam sobie jak to by było jakbym musiała leżeć ;)


taaaak... teraz znowu podobni jesteśmy ze skarym - ja z brzuchem i on z brzuchem :P
poniżej jakaś zabawa z prośbą o energię. bez szału nam te ostatnie zabawy wyszły. jakoś tak pomysłu nie miałam co tak naprawdę chcę osiągnąć - więc i efekt był mało konkretny.

Zoś jest obecnie na takim etapie, że jak widzi konika to jest radość ze hoho. nic a nic się nie boi, na szczęście na razie jak chce pogłaskać kopytnego to daje znak, żeby ją wziąć na ręce - przynajmniej nie leci sama ;) no cóż... skoro się nie boi to Bilu dostąpił zaszczytu bycia dosiadanym przez najmłodszego jeźdźca w naszej rodzinie! fun był nieziemski:

Bilu z ciekawością się oglądał do tyłu co za pchełkę sadzają mu na grzbiet. ale podobało mu się chyba bardziej niż friendly z jego uszami które uskuteczniała później owa pchełka:

wtorek, 18 września 2012

zmiany, zmiany, zmiany. i siwy ciamajda.

blog.pl mnie zirytował migracją do nowej platformy. tak więc przenoszę się w nowe miejsce. czyli tutaj.
tak jak pisałam wcześniej skończyły mi się weekendy w pracy (w ogóle chwilowo - albo i nie - mam wolne, ale o tym jakoś kiedyś później) zatem ostatnio nawet nam się coś z końmi udało porobić. i to poza kopytami.
Bilu nie narzeka, widać że zadowolony. i jakoś tak jesiennie pełen energii. do tego stopnia że ostatnio popracowaliśmy sobie nad odesłaniami w circling w galopie. i działało!

Photobucket


może nie widać ale na twarzy mam mega zaciesz z tego jak się Bilu stara :)

Photobucket

nawet nie wiem kiedy skary mi się tak ogarnął. dla porównania ostatnio miałam okazję łapać i pakować do boksu nowego padokowego kolegę naszych chłopaków. iik. już zapomniałam jak to jest jak koń nie reaguje na mowę ciała. i ignoruje nacisk. serio nie wiem jak tak można, przecież taki koń zupełnie nieobsługiwalny jest ;)
a w temacie ogarniania to ćwiczyłam sobie ostatnio stick to me i z Bilonem i z Amisiem i trzeba przyznać, że siwy jakoś bardziej skory do synchronizacji był. z Bilonem raz było dobrze...

Photobucket

a raz musiałam przypominać, że jak ja zakręcam to zakręca też i koń...

Photobucket

a jak już o siwym mowa, to szlag nas mało nie trafił w niedzielę. zresztą dalej trafia. zaczęło się radośnie i niewinnie - taki miły spacerek po lesie odbyliśmy, w większym niż zazwyczaj gronie - ja z Zośką na plecach w nosidle i z Bilonem na linie, dziewczyny na/z końmi i M na/z siwym. no i pod koniec spaceru jak już stajnia była niemalże tuż tuż za rogiem co zrobiła ta siwa fajtłapa? ano poślizgnął się. bo szedł nieuważnie, jak to on. lewy przód mu wyjechał do przodu. tak niefortunnie, że wg usg zrobionego następnego dnia rano naderwał sobie ścięgno koło łopatki. jeszcze żeby M wtedy siedział w siodle to może bym była bardziej wyrozumiała ale nie, bo to już było pod koniec spaceru i prowadził go w ręku, w ramach relaksu. szczerze? no comment. aż szkoda gadać, serio serio.

na koniec, dla poprawy nastroju stajenna Zosia, która jeszcze nie wie że od pastucha należy trzymać się z daleka bo potrafi kopnąć:

Photobucket

i zdjęcie pt. "zje mnie czy mnie nie zje?" :)

Photobucket

poniedziałek, 3 września 2012

i znowu reaktywacja?


ależ mnie tu dawno nie było, uhuhu :)
dużo się działo, mało czasu było. reaktywacja Bilona troche się odłożyła w czasie, bo od początku lipca wróciłam do pracy i dostałam taki grafik, że praktycznie każdy weekend spędzałam w pracy. jeszcze do czerwca zdarzyło mi się kilka razy cos porobić, co nawet zostało uwiecznione na poniższym zdjęciu:
co lepsze, Ami miał dobry okres i M. również znalazł czas (pomiędzy jednym a drugim robieniem kopyt) wsiąść i sprawdzić sterowność siwego:
z tego co pamiętam to było nieźle. oj tak, fajnie jest mieć ułożone konie które mogą nicnierobić długi czas, a jak się na nie wsiądzie to nawet nie pomyślą żeby człowieka zbryknąc czy coś w ten deseń :)
niestety (albo stety :P ) teraz jak skończyły mi się weekendy w pracy znowu wracamy do prac wyłącznie naziemnych ;)
wczoraj np. udało nam się po mojej pracy wyrwać do stajni, oczywiście głównie w celu nadrobienia zaległości kopytowych. Bilu miał strasznie dużo różnych pomysłów co można by robić zamiast grzecznego stania do strugania (tu kroczek, tam kroczek, tu trawka, tam krzaczek…) aż w końcu zdecydowałam, że nie ma tak, trzeba się troche poustawiać. oddałam Zośke, wzięłam konia na plac i tu nastąpiło zdziwienie. mój koń chyba po prostu nie miał innego pomysłu jak mi przekazać, że on chce się BAWIĆ! super chętny był do ruchu naprzód, super grzeczny, poturlaliśmy się troche po placu, posprawdzałam różne guziki. działały. piękne zagalopowania dostałam w circling. takie ze zrównoważonego kłusa, na pierwszą fazę i z błyskawiczną reakcją. no po prostu Bilon turbokulka rządzi :)
a Zosia? Zosia zdecydowała się zacząć odkrywać swiat na dwóch nogach kilka dni przed skończeniem 11 miesięcy. wszyscy się dziwią skąd ona tyle energii bierze. ja też nie wiem, ale chciałabym żeby się ze mną tym podzieliła :P


  • Napisane przez magda około 2 tygodnie/i temu.Odpowiedz
    no wreszcie, bo już się doczekać nie mogłam newsów! ja też zaczynam dzieciom zazdrościć energii… :)

poniedziałek, 12 marca 2012

wiosenna reaktywacja


spring is coming. jak nic :)
z frontu dzieciowego: Zofija nabyła ostatnio umiejętność pełzania, znaczy się czołgania. tak sie martwiłam, że ona nic a nic nie próbuje sie turlać z brzucha na plecki/z plecków na brzuch, a tu się okazało że jak tylko odkryła poruszanie się do przodu to teraz co się ją położy na plecach to za chwile dzieć już ląduje na brzuchu. nice. albo i nie nice bo muszę na nią jeszcze bardziej uważać – dzisiaj np. dopełzła do kociej fontanny z wodą…
drzemki dzienne niestety dalej są horrorem, ale już sie przyzwyczaiłam, usypiam na rękach i czekam, kiedys musi przejść. nie marudzę, bo ostatnio przynajmniej zaczęła przesypiać całe noce. ogółem coraz fajniej jest – dzieć się robi coraz bardziej kontaktowy :) do stajni jest mi się ciężko wyrwać bo ciągle karmię, a jak zaproponowałam ostatnio butelkę to się okazało, że Zoś już nie pamięta jak sie z butelki jadło :| no musze przyznać, że się nie spodziewałam, że może zapomnieć jaka to butelka była fajna… jakbym wiedziała to byśmy nie robiły takiej długiej przerwy! no cóż, postaram się ją jeszcze przekonać, bo co jak co, ale chciałabym czasem móc się z domu wyrwać :)
„mam tłuczek i nie zawaham się go użyć!”
z frontu końskiego: zanęcona pogodą niemalże wiosenną zdecydowałam się zintensyfikować próby wyrwania się do stajni. poskutkowało. kopyta ogarnęłam w poprzedni weekend, a w ostatnią sobotę postanowiłam, że nadszedł czas powrotu w siodło – o ile skary nie będzie miał nic przeciwko. na szczęście nie miał, mimo wietrznej pogody był bardzo współpracujący z ziemi. mimo, że jakby tak pomyśleć to dawno sami nie pracowaliśmy, zawsze gdzies w okolicy byl M. z siwym. a że M. tym razem został z Zośką to i siwego nie brałam, bo po co. tak więc. pobawiliśmy się trochę intensywniej z energią w circling, żeby się upewnić czy jak nałożę siodło to czy nie pojawią się jakieś fochy. nie pojawiły się, skupienie Bilona było zadziwiające, wsiadłam. poturlaliśmy się trochę po ujeżdzalni, stepem i kłusem. nie za dużo, bo kondycji i mięśni brak. ale i tak było bosko. ja wiem, że już mnie to nie powinno zaskakiwać, ale Bilonowa chęć współpracy mnie po prostu pozytywnie nakręca. no jak nic. najfajniejsze jest to, że mimo długiej przerwy on wszystko pamięta, wie że głowa w górze to nie jest to co by mnie interesowało, rozciąga w kłusie grzbiet przyjmując kształt ‘good banana’, stara się rozluźnić, nie rozpędza się, no po prostu mniam. oczywiście do ideału brakuje dużo, ale to dobrze, bo przynajmniej jest nad czym pracować, co nie? :)
w niedzielę udało się podrzucić Zosię moim rodzicom, więc do stajni pojechaliśmy oboje. M. ruszał siwego z ziemi, a ja wsiadłam. nie było tak pięknie jak poprzedniego dnia, na prawo Bilu absolutnie nie chciał współpracować w temacie wygięcia na kole i wyraźnie się irytował jak go o nie prosiłam. nie wiem czy sobie czegoś nie naciągnął podczas szaleństw padokowych. tak czy siak, pojeździliśmy luźniej i zamiast tego pobawiliśmy się jeszcze troche na wolności. i nawet mam fotki :)
kłus na lepszą stronę:
toczymy się powoli: (nad energią w kłusie popracujemy innym razem, trudno mi to uwierzyć, ale mój koń zdecydowanie robi się ‘krótki’)
trochę zabaw z ziemi, żałowałam że w pobliżu nie było niczego innego co by można wykorzystać jako wyższą przeszkodę:
i relaks na koniec:
bateryjki podładowane. do następnego weekendu :)

niedziela, 15 stycznia 2012

zimowo terenowo


jak napisałam na fb – wystarczy jeden zimowy teren i od razu człowiek zaczyna na nowo widzieć sens utrzymywania dwóch końskich darmozjadów… :P
ale od początku. Zośka coraz większa, problemy ze spaniem też coraz większe były :P jak już udało się ją nauczyć ładnego zasypiania na noc to się okazało że drzemki dzienne stają się coraz trudniejszym tematem. sama zasnąć nie umiała, nasze małe adhd machało rączkami i nóżkami same siebie nakręcając, smoczek nie pomagał, przy piersi nie chciała zasnąć, branie na ręce nie pomagało, bujanie nie pomagało – nic nie pomagało :P zawsze kończyło się większą lub mniejszą histerią. na rękach było o tyle lepiej, że można było lekko dziecię unieruchomić i po krótkiej histerii uspakajało się (nie mogąc machać rączkami i nóżkami) co w końcu umożliwiało jej zaśnięcie. no ale ileż można usypiać na rękach 7,5 kilogramowego brzdąca? mój kręgosłup już się zaczynał buntować… za radą kolegi włączyliśmy do rytuału drzemkowego jeszcze jedną rzecz – spokojną muzyczkę z karuzelki. i stał się cud :) albo dziecię dorosło albo muzyczka naprawdę działa. od kilku dni każda drzemka jest we własnym łóżeczku – oczywiście zaśnięcie nie odbywa się bez kwękania, ale już nie ma histerii. dalej nie jest idealnie, bo drzemki są maksymalnie po 40 minut, a i w nocy bywa problem z wybudzaniem się, ale czuję że idziemy w dobrym kierunku :)
a wyglądamy teraz tak:
przez te drzemkowe problemy nie chciałam Zośki rodzicom zostawiać, a pogoda niespecjalnie sprzyjała żeby zabierać ze sobą dziecko do stajni więc mieliśmy długą przerwę w pojawianiu się u koni. no cóż, one nie narzekały :) na szczęscie dzisiaj udało się nam w końcu wyrwać. taka piękna śnieżna zima przyszła, że nie mogliśmy się oprzeć i stwierdziliśmy że się wybierzemy w teren. oczywiście stępowy bo i podłoże niezbyt pewnie i konie z zerową kondycją, a za to z brzuchami jak źrebne kobyły… :P
bylo cudnie, Bilon momentami miał lekkiego stresa że musi jechać jako prowadzący, ale pozwalałam się zatrzymywać i rozglądać, czekałam aż odpuści i było zgodnie :) siwy mimo że nie chodził pod siodłem od uohoho stanął na wysokości zadania i udowodnił że się rzeczywiście ogarnął – było grzecznie i prawie bez podkłusowywania ;>
jednym słowem – bateryjki podładowane na maksa :)



  • Napisane przez Nat około 8 miesięce/y temu.Odpowiedz
    Na początek wyrzuce z siebie złość-bo strrrrrrasznie mało fotek!!!! ;)
    mała jest śśśśśśliczna i na moje oko chyba jedna poszła w mamusię :)
    ja jak swoje sporadycznie odwiedzam też żal łapie patrząc na nie bo jeszcze troche i dosłownie będą ciągać brzuchem po ziemie :)
    pozdrawiam
  • Napisane przez magda około 8 miesięce/y temu.Odpowiedz
    to dziecię macie absolutnie śliczne, jak to mówią „do zjedzenia” :)
    ani się nie obejrzycie jak Zosia będzie tuptać do Waszego łóżka w nocy ;)
  • Napisane przez Milenka około 7 miesięce/y temu.Odpowiedz
    Oj, dawno nie byłam a tu takie śliczności!:)) Gratulacje!